Ewa Ćwikła
Fotografie Ewy Ćwikły, Polki, której drugą ojczyzną stała się Holandia, mają w sobie coś niepokojącego, mrocznego, barokowego. Są niecodzienne, kapryśne, dalekie od oczekiwań związanych z dzisiejszą fotografią portretową.
Zauważalny w nich dialog ze sztuką flamandzką i holenderską Złotego Wieku determinuje nieomal całkowicie charakteryzację jej modelek i modeli oraz kompozycję zdjęć. I te niezwykłe efekty, które elektryzują nas w zetknięciu z jej sztuką, nie biorą się tylko z maniery, która w fotografii, ale też i e filmie jest rozpoznawalna i nazywana technicznie „światłem Caravaggia” czy tez „światłem Rembrandta”. Sposób jej obrazowania oparty jest o autentyczny zachwyt i zrozumienie tego malarstwa, ale też klimatu Holandii XVII wieku, który chłonęła zwiedzając kolekcje muzealne i miasta nasycone przez wieki duchem wielkich mistrzów.
W jednym z ostatnich wywiadów przeprowadzonych przez Wima Bossema dla jednego z największych dzienników w Holandii De Volkskrant, powiedziała:
„Kiedy jestem w muzeum i oglądam obrazy Vermeera lub Rembrandta, czuję się jak w domu”
Swoich modeli, ale przede wszystkim modelki, bo są nimi kobiety i dziewczynki, spotyka niejednokrotnie przypadkowo, nieraz zauważa je w ulicznym tłumie. Zaprasza na sesję fotograficzną, powoli odkrywa niesamowitą moc ukrytą w ich twarzach, geście, dynamice ciała. Tak zakochuje się w człowieku – modelu.
Jak sama podkreśla: „w zamian dostaję to samo – tę bliskość”, mówiąc dalej: „cudownie jest z nimi pracować. Myślę, że fotografia to bardzo intymna część mojego życia. Gdy fotografuję, otwieram się na świat i daję z siebie wszystko”.
Jedną z ulubionych modelek Ewy Ćwikły jest piętnastoletnia Fleur „pełna wdzięku i mocy, którą promieniuje” (jak czytamy w wywiadzie). Jej ciepłe ognisto rude włosy i piegowata buzia, źrenice patrzące mgliście spod rozchylonych i lekko nabrzmiałych powiek, w końcu usta ułożone w grymas małej zbuntowanej księżniczki stanowią wizerunek, który wstrząsa i przenika nas do głębi. Fleur, jak i inne modelki, pozuje w różnych strojach przywołujących modę sprzed stuleci, ale nie tylko modę. Ich wizerunki odwołują się bezbłędnie do estetyki dawnej Holandii, są pogrążone w tamtym nastroju, skąpane w miodowym lub perłowo niebieskim świetle kochanym przez malarzy tamtych lat.
Fotografie Ewy Ćwikły wyróżniają się perfekcją aranżacji studyjnej, perfekcją widzenia człowieka jako malarskiej formy, matematyczną niemal precyzją ustawienia światła sztucznego, które raz skupia się na wybranym motywie, w innym miejscu rozproszone płynie z kilku jego źródeł. I mimo tej wytężonej kreacji studyjnej, od charakteryzacji modela po dialog różnych typów zastosowanego oświetlenia, w mistrzowskich portretach Ewy Ćwikły nie ma patosu i sztuczności, przerysowanego gestu, przekłamanej mimiki.